sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 22 - Płacz

25 kwietnia 2014


Fizycznie czuję się prawie doskonale. Moja psychika jednak zaczyna siadać. 
Od kilku dni Tito w bardzo ciężkim stanie znajduje się w szpitalu. Z tym miejscem nie rozstają się również praktycznie Montse, Carlota i Adria. Sama również chciałabym tam być, jednak ze względu na mój stan nikt nie chce się zgodzić abym przebywała w klinice. 
Jeszcze przed przewiezieniem wujka do szpitala odwiedziłam go w domu. Czułam, ze nasza rozmowa była pożegnaniem. 



  • Jak się czujesz? - spytał Marc siadając obok mnie i podając szklankę z sokiem. 
  • A jak myślisz? Najbliższa mi osoba walczy o życie, a ja nie mogę tam być. Nie dostaję nawet od nikogo żadnych informacji, co się dzieje. 
  • Zrozum, że to wszystko dla twojego dobra. - objął mnie - Gdy coś ważnego się wydarzy, to na pewno ktoś cię powiadomi. - ucałował mnie w skroń.
  • No dobrze... - westchnęłam - Powiedz mi może jak tam na treningu.
Z opowieści Marca wynikała, że atmosfera panująca w klubie najweselsza nie jest. .Wszyscy ogromnie przejmują się stanem Tito i nie potrafią odpowiednio skupić się na treningach.



Ostatnio jestem ciągle zmęczona tymi wszystkimi wydarzeniami. Boję się, że może mieć to wpływ na dziecko.Gdyby jeszcze jemu coś się stało, nie wiem czy miałabym jeszcze czego szukać na tym świecie.
  • Angie! Możesz tu zejść? - usłyszałam wołanie Marca. 
Podniosłam się z łóżka. Powoli udałam się do salonu, w którym siedział zapłakany Adria.
  • Zostawię was lepiej. - Marc usunął się do kuchni.
Usiadłam na kanapie obok kuzyna, który natychmiast mocno się do mnie przytulił.
  • Angie... To koniec.. Tata, on...- chłopak zaczął dławić się łzami.
Trudno było nie domyślić się o co mu chodzi, Trudno było, choć wszyscy powinni być na to gotowi, uwierzyć, że nie ma już wśród żywych tak wyjątkowego człowieka.
Sama natychmiast zalałam się łzami.



  • Adria, twoja matka i siostra wszędzie cię szukają. - do salonu wreszcie odważył się wejść Marc - Podobno od razu po rozmowie z lekarzem wybiegłeś ze szpitala.
  • Och Adria... Wracaj. Powinieneś wspierać teraz matkę i siostrę a nie siedzieć tutaj - powiedziałam - Ja sobie dam radę.
Kuzyn powoli opuścił nasz dom.
Marc natychmiast usiadł obok mnie i mocno objął. 
  • Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe? - łkałam cicho - On powinien żyć!
  • Ćśś.. Spokojnie. Nie wolno ci się denerwować. - powiedział stonowanym głosem, jednak wyczułam, że jemu również było ciężko.
Do końca dnia nie potrafiłam się uspokoić. Marc rozumiał i starał się nie opuszczać mnie choćby na chwilę. 



28 kwietnia 2014


Siedziałam obok mamy wraz z całą resztą rodziny już w kościele. 
Montse, Carlota i Adria wchodzili do środka wnosząc urnę z prochami Tito. 
Bezczelne media. Kamery skierowane były cały czas na ową trójkę nie spuszczają z nich "oka". Kto w ogóle wymyślił robienie transmisji z pogrzebu?!
Nienawidzę takich ceremonii. Wspomnień, sentymentów, łez... Niektórzy zachowują się sztucznie byle by udać przed innymi, że tragedia drugiego człowieka go w jakimś stopniu obchodzi. A już szczególnie dziś, gdy pół świata może to oglądać...

____________________________________________________________________

No i tego właśnie się bałam.
Że zepsuje tak ważny dla mnie rozdział. 
Mówi się trudno... 


niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 21 - Radość

16 marca 2014r.


Odkąd się obudziłam byłam poddenerwowana. Bałam się i nie wiedziałam jak powiedzieć o wszystkim Marcowi.
A o tym jaka może być jego reakcja wolałam nawet nie myśleć.
Nie miałam żadnej pewności co zrobi.
A różne historie, czytane przeze mnie dawno i niedawno, które mi się przypominały pogłębiały wszystkie moje obawy.
Stanełam znowu przed lustrem. Wiadomo, jeszcze nic nie widać.
Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się do siebie.
Myśl pozytywnie, myśl pozytywnie.



  • Nie zmieniłaś planów i będziesz na meczu, prawda? - spytał Marc zanim opuścił dom.
  • Mnie miało by nie być? - uśmiechnęłam się - Razem z Lily stawimy się na trybunach. Ale jedź już, bo jeszcze będzie na mnie, że się za późno stawiasz na miejscu.
  • Dobra, już lecę. Do zobaczenia. - ucałował mnie.
  • Powodzenia! - krzyknęłam jeszcze zanim wyszedł.




Lily pojawiła się u mnie dwie godziny przed wyjściem.
  • I jak zareagował Marc na wiadomość o ciąży? - spytała od razu.
  • Nooooo....- przęcięgnęłam.
  • Nie powiedziałaś mu jeszcze? 
  • Powiem jak wróci po meczu.  - odparłam nalewając sok do szklanek. 
  • Zwlekasz. Załatwiłabyś to wczoraj i dopiero byś widziała jakich skrzydeł by dostał.Gdybym była tobą... - ciągnęła.
  • Wiem, wiem. Nie musisz mówić.




Barca pokonała Osasune 7:0, a Marc rozegrał całe spotkanie co dodatkowo mnie cieszyło.
Napisałam Marcowi wiadomość że będę już domu i we wspaniałym nastroju wróciłam już tam. 
Lily pojechała od razu do siebie. Nie byłam jednak sama bo salon zajmował Eric.

  • Co robisz? - spytałam siadając w fotelu. 
  • W sumie nic specjalnego. - westchnął - Mój braciszek wróci, czy będą świętować długo? 
  • Nie wiem, nic nie pisał. - zerknęłam na telefon. 
Gdzieś przez moją głowę przemknęła myśl, a może faktycznie chłopaki pójdą poświętować i jeszcze nie będę musiała nic mówić.
Nie! Stop! 
Angie zrób to jak najszybciej bo jeszcze inny głupi pomysł przyjdzie ci do głowy.
Eric chyba zauważył, że coś jest nie tak,b o zaczął mi się bacznie przyglądać
Usłyszałam otwieranie drzwi. Czyli nie świętuje...

  • Hej wam. - Marc radosnym krokiem wszedł do salonu i przysiadł na oparciu fotelu.
  • Gratuluję udanego meczu. - uśmiechnęłam się.
  • Dziękuje. - pocałował mnie.
  • Dzieci drogie! Nie przy ludziach! - zareagował natychmiast Eric - Opanujcie się trochę no. - powiedział na co my zaczęliśmy się śmiać. 
  • Tak, co mi ciekawego powiecie? - spytał Marc. 
  • Ja nic. - odpowiedział mu brat - Ale z Angie radze ci pogadać, bo zanim wyszedłeś odpłynęła gdzieś i wyglądała nie za ciekawie. - no dzięki. 
  • Coś się stało? - zapytał a ja odetchnęłam głęboko.
  • Chodźmy porozmawiać na górę. - powiedziałam. 

Weszłam do sypialni pierwsza i od razu usiadłam na łóżku. Marc po chwili znalazł się tuż obok mnie.

  • Powiesz mi o co chodzi, bo zaczynam się martwić? - spytał po chwili ciszy - Faktycznie zachowujesz się ostatnio dziwnie, ale myślałem, że to no wiesz...
  • Jestem w ciąży. - przerwałam mu. 
Zapanowała cisza. Marc nic nie mówił, tylko wpatrywał się we mnie zszokowany. 
  • Odpowiesz coś? - powiedziałam, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. 
Bartra nadal nic nie mówił, jednak przytulił mnie mocno do siebie. 
  • Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę. - wyszeptał, a ja rozpłakałam się - Słońce, nie płacz. Tu nie trzeba się płakać tylko się cieszyć. 
  • Ale ja się cieszę. - powiedziałam przez łzy. 
Nagle drzwi od sypialni otworzyły się i pojawił się Eric. 
  • Dobrze podsłyszałem? Będę wujkiem? - spytał. 
Marc tylko się zaśmiał a ja skinęłam głową. 
  • Gratulację! - krzyknął i rzucił się na nas z uściskami.

__________________________________________________________________
Rozdział nie powiem skąd ale jest...
Ech...
Może kolejny wyjdzie lepiej.