wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 23 - Spacer

17 maja 2014


Siedziałam lekko poddenerwowana.
Wczoraj dzwonił Nick. Zaira od dwóch dni jest w szpitalu. Rozwiązanie w jej przapadły jest co raz bliżej.
 Zaira była moją najlepszą przyjaciółką jeszcze z czasów Nowego Jorku więc nic dziwnego w tym że się martwię nie ma.
Wstałam z kanapy. Udałam się do kuchni, nalałam soku do szklanki i wróciłam z powrotem na kanapę.
Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca.
Włączyłam telewizor. Przeskoczyłam chyba przez wszystkie kanały i nie znalazłam nic, co by mnie zaciekawiło.
Odłożyłam szklankę na stolik i rozłożyłam się na kanapie. Może uda mi się zdrzemnąć.



Obudziło mnie skomlenie psa i głos Marca proszącego czworonoga aby się uspokoił.
Uniosłam się do pozycji siedzącej. Po chwili obok mnie znalazł się Bartra.

  • Hej słońce. - ucałował mnie w czoło obejmując - Jak się czujemy? - spytał. 
  • Całkiem dobrze się czujemy. - uśmiechnęłam się. 
  • A jednak  wyglądasz jakby  coś cię męczyło. - stwierdził po chwili. 
  • Nic mi nie jest. Czekam tylko na wiadomość jak Zaira. - powiedziałam - No i może trochę brakuje mi świeżego powietrza. 
  • Przecież zawsze możesz wyjść posiedzieć na ogrodzie. 
  • Wolałabym jakiś spacer.
  • Jeśli na prawdę dobrze się czujesz możemy iść choćby zaraz.
Kilkanaście minut później juz spacerowaliśmy. Jak zazwyczaj towarzyszyła nam Nina trzymana przez Marca na  smyczy. Przez dłuższy czas szliśmy w ciszy. Cały czas trzymając się za ręce przemierzaliśmy powoli miasto.
W pewnym momencie dotarliśmy w okolice gdzie mieszka Lily. Wpadł mi do głowy pomysł aby ją odwiedzić, ale w tej samej chwili usłyszałam głos Marca "wiem,  co ci chodzi po głowie,  ale dzisiaj nie możemy". Dziwne.
Drogę powrotną zajęło mi wypytywanie Marca,  dlaczego nie mogliśmy wpaść do Lilly. Cały czas słyszałam jednak odpowiedzi typu "nie wiem ",  które później zmieniły się w " nie mogę ci powiedzieć ".


  • Obraziłaś się?  - spytał Marc gdy wróciliśmy do domu. 
  • Nie. - powiedziałam krótko. 
  • Przecież widzę. - udał się za mną na górę. 
  • No to chyba musisz iść do okulisty. 
  • Ocho. Powiesz mi o co chodzi?  - chwycił mnie za ręce i zatrzymał przed drzwiami sypialni. 
  • Ja mam mówić? To ty nie chcesz mi nic powiedzieć. 
  • Nie mogę. Obiecałem. Zrozum. 
  • Jak nie to nie. - weszłam do sypialni,  jednak zatrzymałam się na środku pomieszczenia - Sergi!  - wykrzyknęlam.
  • Co Sergi? 
  • To on coś kombinuje,  a tobie o tym powiedział. I na pewno jest teraz u Lily, dlatego nie mogliśmy do niej iść. Mam rację? 
  • Tak. - westchnął - Ale nic nie wiesz. 


Lily

Wieczór,  a ja siedzę wygodnie na kanapie wtulona w ukochanego mężczyznę. 
Przylatując do Barcelony nie myślałam, że tak dobrze się tu poczuje i że znajdę tutaj miłość. 
Dziś po południu przed drzwiami mieszkania po raz kolejny pojawił się  Sergi. Nic dziwnego. Przyjazniliśmy się. Jednak w dłoniach trzymał bukiet kolorowych tulipanów,  moich ulubionych kwiatów. Wyglądał na trochę zdenerwowanego. Bez słowa zaprosiłam go do środka. Roberto wręczył mi kwiaty i wypowiedział wiązankę słów najpiękniejszych jakie do tej pory były kierowane do mnie z ust mężczyzny. Wyznał mi wszystkie uczucia, które siedziały w nim odkąd jak sam ujął pierwszy raz dane mu było mnie zobaczyć.
Nie potrafiłam ukryć wzruszenia,  ale i szczęścia ze słów piłkarza. Od pewnego czasu sama czułam coś do niego, jednak z nikim nie podzieliłam się swoimi uczuciami. Bałam się odrzucenia.
Jednak dziś wszystkie moje obawy zeszły na bardzo daleki plan, a ten dzień stał się jednym z najpiękniejszych.