piątek, 5 lutego 2016

Epilog - Francesca Bartra Gonzalo

16 października 2014


W ostatnim czasie podczas, gdy Marc wychodził na treningi Eric bądź Lily dzielnie dotrzymywali mi towarzystwa.. znaczy bądźmy szczerzy, pilnowali mnie.  W sumie to pewnie ja też bałabym się siedzieć sama trochę. Dziś była kolej Rascal.
  • Lily! Mogłabyś otworzyć! - krzyknęłam schodząc powoli po schodach, do przyjaciółki, która buszowała w kuchni. 
  • Jasne! - odkrzyknęła tylko.
Powoli doczłapałam się w końcu do kanapy w salonie. Tak jak dzisiaj to mnie jeszcze wszystko nie bolało.  
Nie żeby coś ale dzidziuś mógłby już wyjść. 
  • Cześć kuzynka. - w salonie pojawił się Adria z ozdobną torbą w ręce.
  • Hej, młody. Co tutaj robisz? 
  • Tak pomyślałem, że dawno się nie widzieliśmy, a fajnie by było cię zobaczyć przed rozwiązaniem. Kto wie kiedy następnym razem spotkam wieloryba. - zaśmiał się robiąc unik przed lecącą w jego stronę poduszką - Żartowałem przecież. I przyniosłem prezenty. 
  • Masz szczęście, przebaczam ci. A może lody przyniosłeś? - spytałam robiąc mu miejsce obok siebie. 
  • Właśnie ci niosę. - wtrąciła się Lily z kuchni. 
  • To jak się czujesz?
  • Jak wieloryb. - zaśmialiśmy się - Wiesz co, muszę do toalety. 
Delikatnie wstałam z kanapy i poczłapałam w kierunku łazienki.
  • Angie, wszystko okej? - zatrzymała mnie Lily - Byłaś już 10 minut temu. 
  • No jasne. Mam mały pęcherz.
  • No nie wiem.



Wróciłam do salonu i usiadłam obok mojego kuzyna. 
  • Chcesz poczuć jak kopie? - spytałam czując, że mała zaczęła się ruszać.
  • Mogę? - wyszczerzył się natychmiast. 
  • Jasne. - odsłoniłam brzuch.
W momencie w którym Adria dotknął mojego brzucha poczułam przeszywający ból. 
  • Boże to przeze mnie? - przestraszył się młody Vilanova.
  • Nie, to po prostu... - zaczęłam po czym poczułam znowu mocne ukłucie.
  • Dzwonie po Marca, a ty zaprowadź ją do mojego samochodu. - zarządziła wszystkim Lily. 



Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w szpitalu. Od razu podeszła do nas pielęgniarka i poprosiła o wózek inwalidzki.
 Po kilkunastu minutach siedzieliśmy w ‘pokoju’. Jednak mała nie chce jeszcze się z nami zobaczyć.
Chwilę później na salę wbiegł Marc a za nim Sergi. 
  • Kochanie, jak się czujesz? Wszystko dobrze? - podszedł do mnie i chwycił moją dłoń.
  • Spokojnie, to tylko fałszywy alarm. Nie panikuj. - pogłaskałam go po włosach, jednak moment później przeraźliwie krzyknęłam z bólu - A może do jednak już. - wymęczyłam.

6 godzin później 

Leżałam już z powrotem na sali po prostu odpoczywając. Poród na szczęście przebiegł dość bezproblemowo i  wszystko było w porządku ze mną oraz z małą. Czego nie powiedziałabym o 'odważnym' ojcu. Moment, w którym usłyszałam płacz dziecka będzie chyba najpiękniejszym  w moim życiu. 
  • Jak się pani czuje? - w sali pojawiła się pielęgniarka.
  • Dobrze, czy mogę zobaczyć córkę? - spytałam.
  • Tak, zaraz skończymy jej robić wszystkie badania i na chwilę ją pani przyniosę. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
  • Dziękuję.
Po wyjściu pielęgniarki w sali pojawili się wszyscy.... no dosłownie. Oprócz osób, które były w szpitalu już wcześniej pojawili się również rodzice Marca, Eric nawet Roura. Trochę zrobiło mi się przykro, że nie ma mojej mamy, ale znając ją to już jest w drodze. 
  • Teraz będę się zastanawiał czy to ty rodziłaś czy mój brat bo wyglądasz lepiej niż on. - zaczął specyficznie Eric.
  • Bardzo zabawne, zobaczymy czy ty będziesz kiedyś taki odważny. 
Cieszyłam się, że wszyscy są... chociaż byli trochę męczący . Jednak już nie mogłam się doczekać aż zobaczę córeczkę. 
W końcu pojawiła się pielęgniarka z małą. Trochę marudziła, że za dużo ludzi, ale one chyba tak po prostu mają.
  • Jest piękna. - stwierdzili zgodnie wszyscy. 
  • Wybraliście imię? - spytał Sergi. 
Spojrzałam na Marca, który tylko się uśmiechnął i kiwnął głową.
  • Francesca. - powiedziałam przenosząc wzrok na mojego kuzyna, który po chwili zorientował się w całej sytuacji i uśmiechnął się szeroko.


W końcu udało się wygonić całe towarzystwo. 
  • Myślałem, że nigdy nie wyjdą. - westchnął Marc.
  • Ty? To ja tutaj jestem po porodzie i powinnam odpocząć, a nie od razu przyjmować tłumy. - zaśmiałam się - Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa. 
  • Wiem, bo mam tak samo. - chwycił moją dłoń i pocałował jej wnętrze - Kocham Cię.
  • Ja Ciebie też. 
Jednak dobrze, że opuściłam Nowy Jork i wróciłam do domu.
_________________________________________________________________
Miało być tak dobrze, a wyszło jak zwykle.  Ale to już jest koniec.... nie ma już nic.
Stwierdziłam, że nie ma sensu ciągnąć dalej tego opowiadania skoro pomysły się skończyły.
Więc mamy epilog.
Dziękuję wszystkim którzy czytali, szczególnie tym którzy komentarzami motywowali mnie do pisania dalej.  Dziękuję ❤


A i Francesca... to na cześć Tito oczywiście :D 

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 29 - Melissa Jimenez

Całą noc spędziłam u Lily. Całą noc biłam się z myślami. Może powinnam pozwolić, żeby Marc mi to wszystko wyjaśnił, może to wszystko moja wina...

  • Zjesz coś? - Lily zawołała z kuchni.
  • Nie wiem. - odpowiedziałam oschle.
  • Nie nie wiem, tylko zjesz. Pamiętaj, że musisz dbać nie tylko o siebie.
  • Dobrze, możesz mi coś przyszykować. - pomasowałam mój brzuch.



Po połowie dnia, który minął na użalaniu się nad sobą musiałam wrócić do domu. Trochę nie wiedziałam jak mam się zachować. I w sumie chyba bym nie wracała gdyby nie Sergi i Lily. Roberto był wczoraj u Marca, ale nikt mu nie otwierał. Dzwonuł nawet do Erica, a ten ma przecż wrócić dopiero dzisiaj. Pomocnik od razu wykreował masę ciemnych myśli i zmusił bym z nim pojechała. 
  • Angie zanim dotrzemy na miejsce, wiedz, że Marc na pewno Cię nie zdradził. Z tą Jimenez spotkał się może dwa razy, ale nigdy nie byli sam na sam. A z tymi sms'ami nie wiem co mu do głowy strzeliło - powiedział - Musicie porozmawiać. 
Miałam nadzieję, że to wszystko jakoś się wyjaśni. Nie miałam pewności, czy to co mówił Sergi to pawda. Nawet jeśli tak to miałam prawo poczuć się oszukana i poniekąd zdradzona. 
Pewność miałam co  jednego... kocham Marca jak nikogo innego. 



  • Idziesz sama, czy mam pójść też? - spytał Sergi, gdy dojechaliśmy na miejsce.
  • Chyba dam radę sama, ale zostań tu jeszczę parę minut jakbyśmy mieli się nie dogadać i bym chciała uciec gdzieś.
  • Jak chesz. Powodzenia. - uśmiechnął się pokrzepiająco. 
Opuściłam samochód Roberto i zaczęłam kierować się do domu. Na prawdę chce żeby to wszystko się wyjaśniło. 
Nieoczekiwanie zauważyłam, że przed drzwiamu stoi jakaś kobieta.
  • Dzień dobry. W czymś pomóc? - spytałam.
  • Dzień dobry. Melissa Jimenez - przedstawiła się.
  • Angelica Gonzalo. 
  • Marc prosił żebym do niego przyjechała, a że jestem w Barcelonie to pojawiłam się już dzisiaj. - wyjaśniła a ja czułam jak zaczyna robić mi się słabo. 
  • Proszę, wejdźmy do środka. - powiedziałam drżącym głosem.
Po chwili byłyśmy już w salonie.
  • Usiądź ja pójdę zobaczyć, gdzie Marc. - poleciłam. 
Sama udałam się na piętro w nadziei, że znajdę tam Bartre. Jednak, gdy byłam przy drzwiach łazienki usłyszałam jego głos z dołu.
  • Cześć Meli, cieszę się, że przyjechałaś. - no fajnie... - Jak weszłaś do środka? 
  • Twoja dziewczyna mnie wpuściła.
  • Angie tu jest?! - prawie krzyknął.
  • Tak, jestem. - zeszłam do salonu - Ale chyba nie jestem tutaj potrzebna, więc już pójdę. - wybiegłam z domu. 
Całe szczęście Sergi jeszcze czekał. Będąc już prawie przy samochodzie usłyszałam wołanie Marca, który wybiegł za mną. Szybko wsiadłam do pojazdu. 
  • Jedźmy.  - powiedziałam - Jak najszybciej. 
  • Nie.  - odmówił - Nigdzie nie pojedziemy. Musicie porozmawiać.
Wysiadł z samochodu, a chwilę później jego miejsce zajął Marc. No tak...
  • Angie, proszę wysłuchaj mnie. - powiedział chwytając moją dłoń. 
  • Masz 5 minut. 
  • Kochanie, między mną a Melissą na prawdę do niczego nie doszło. Spotkaliśmy się kilka razy ale to dlatego, że pomagała mi z tym twoim albumem. Te sms'a to na prawdę zabawa, głupi zakład z Ivanem [Balliu], ale potem wyjaśniłem jej jak to wszystko wygląda i tyle. Nie był bym w stanie Cię skrzywdzić. Kocham Cię Angie najbardziej na świecie. - zakończył. 
  • A dzisiaj, dlaczego tutaj przyjechała? 
  • Zadzwoniłem, bo myślałem, że skoro nie odzywasz się do mnie to ona spróbuję tobie wszystko wyjaśnić. - odpowiedział - Angie spójrz na mnie. - złapał mój podbródek i delikatnie skierował twarz w swoją stronę.
 Po chwili zawahania spojrzałam w jego oczy, w których od razu widać było smutek ale i nadzieję. Bez słowa po prostu wtuliłam się w niego. 
  • Nigdy więcej mi tego nie rób. - wyszeptałam. 
  • Nie zamierzam. - uniósł delkatnie mój podbródek i pocałował mnie. 
______________________________________________________________________
Męcze się z tym rozdziałem dwa miesiące więc wychodzi takie gówno... Na szczęście już kończymy xd

Jeśli są jakiekolwiek błędy, przepraszam xd