- Jakoś nie chce mi się wierzyć, w to, że Roura jest twoim ojcem. - powiedział Marc gdy usłyszał o wszystkim - Może gdybyście byli trochę do siebie podobni...
- A myślisz, że mi jest łatwo? Przez tyle lat byłam pewna, że mój ojciec nie żyje. - głos lekko mi się załamał, a Marc natychmiast mnie przytulił.
- Zostaniesz na noc? - spytał po chwili.
- Nie dzisiaj. Mama jest u mnie. - odpowiedziałam.
Posiedziałam jeszcze tylko godzinę u Marca i wróciłam do siebie.
Mama spała na kanapie w salonie. Miałam zaproponować jej nocleg w "małym" pokoju ale nie chciałam jej budzić.
Wykąpałam się szybko i wskoczyłam do mojego łóżka.
Rankiem nie było łatwo mi się obudzić. Wolałabym jeszcze trochę pospać. Jakoś udało mi się jednak w końcu wydostać z łóżka i udałam się do kuchni.
Zastałam już tam mamę.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się lekko.
- Cześć. - odpowiedziała - Myślałam, że nie wróciłaś na noc.
- Spałaś już. Dlaczego nie położyłaś się w mniejszej sypialni?
- Chciałam zaczekać aż wrócisz, ale zasnęłam.
Rozmowa się nie kleiła. Atmosfera panująca w pomieszczeniu wydawała się być dość napięta.
Nie potrafiłam tak długo... W końcu to moja mama.
- -Mamo - zaczęłam - Chciałam się przeprosić. Głupio się wczoraj zachowałam. Wybuchłam niepotrzebnie. A ty chciałaś tylko przecież dobrze dla nas wszystkich. - podeszłam do mojej rodzicielki i przytuliłam ją.
- Skarbie. - zaczęła - Wtedy to mi się wydawało najlepszym pomysłem. Nie chciałam niszczyć Jordiemu życia. Myślałam, że się nigdy nie domyśli. - westchnęła - Spójrz - wskazała na wewnętrzną część mojej dłoni - Macie dokładnie to samo znamię. Musiał je zobaczyć i sam się domyślił.
Mama postanowiła pójść do domu Tito, odwiedzić ciocię, ponieważ wuja znów jest w Nowym Jorku.
Po mnie przyjechał Marc i pojechaliśmy na trening Blaugrany.
- Rozmawiałaś z mamą? - spytał.
- Tak. Przeprosiłam ją za mój wybuch. - odpowiedziałam - Rozumiesz, że Roura sam się wszystkiego domyślił ?
- Jak?
- Zerknij. - rozłożyłam dłoń.
- woje znamię. I co to ma ze wszystkim wspólnego?
- Roura...- zawahałam się - Ojciec, ma takie samo.
- Dziwne. Nigdy nie zauważyłem.
- Może nie zwróciłeś uwagi.
Dojechaliśmy już do naszego celu. Marc udał się przebrać w strój treningowy, a ja podeszłam do Loreny, którą zauważyłam.
Ciąża jej służy. Wygląda kwitnąco. I całe szczęście czuje się dobrze.
Narzekała tylko, że Cristian trochę za bardzo się wszystkim przejmuje i nie daje jej czasami chwili w samotności.
Rozmawiałyśmy spokojnie, dopóki nie zauważyłam Roury.
Wiedziałam, że będzie chciał ze mną porozmawiać. Odetchnęłam głęboko.
____________________________________________________________________
Możecie mnie zabić.
Wiem, że krótki ale nie potrafię ostatnio zbyt wiele napisać...
Wybaczcie..
Ależ kochana ja się w ogóle nie gniewam, a jestem niemal pewna, że reszta czytelników też:**
OdpowiedzUsuńCieszę się z takiego potoku spraw:)))
Życzę powrotu do formy kochanie:**
Pozdrawiam Dagrasia:**
;*
OdpowiedzUsuńZa krótki zdecydowanie ;c
OdpowiedzUsuńAle cały czas do przodu ! :))